Dziękujemy za Wasze wsparcie i modlitwę.

poniedziałek, 31 grudnia 2012

Dla Was i dla nas życzenia na ten Nowy Rok

A...anioła stróża u boku
B...buziaków słodkich miliony
C...czasu wolnego dla siebie
D...drogi usłanej różami
E....ekskluzywnych wakacji
F....fury pieniążków
G...gwiaździstego nieba
H...horoskopu korzystnego
I.... i oprócz tego
J...jasności umysłu
K...kolorowych chwil
L...lotów wysokich
M...miłosnych uniesień
N...nieprzemijającej urody
O... oddechu od codzienności
P...pogodnych dni
R...romantycznych wieczorów
S...szalonych nocy
T...tylko spełnionych marzeń
U...uroku osobistego
W...wiary w sukces
Z...ZAWSZE UŚMIECHNIĘTEJ BUZI
...W...KAŻDY...DZIEŃ...


My już się dobrze, rodzinnie bawimy:)




sobota, 29 grudnia 2012

kokoln


to taka zagadka dla Was, kokoln - cóż to może być, jedna z ulubionych potraw?no nie wiem czy można tak to nazwać, przekąsek- tak to popcorn:) po prostu go uwielbia i chodzi za nami cały czas żeby mu zrobić. Dla ułatwienia sobie życia ustaliłam, że ja tego nie potrafię, ale jak tata wróci  z pracy to zrobi, więc jest tylko "tata zrobi kokoln, ty nie umiesz, tata umie, tata zrobi". I tym sposobem tata potrafi wszystko:)

Oczywiście za słodkim też przepada, więc jak "podzianka"(czytaj jajko niespodzianka) się skończy to już jest gotów i spakowany na zakupy.
Czas oczekiwania na badania i wyniki spędzamy wspólnie na zabawie, seansach filmowych wcinając "kokoln", zdrowy, nie?!


I oczywiście czytamy, czytamy, nawet obierając ziemniaki czytamy:)

czwartek, 27 grudnia 2012

czekanie

Umiejętność czekania, cierpliwego czekania jest wielką sztuką i wydaje się człowiekowi, że już doskonale to opanował, a tu skucha. Dzisiaj niecierpliwie mimo wszystko czekaliśmy na wyniki z krwi, ale niestety nie doczekaliśmy się  i trzeba dzwonić po Nowym Roku, wtedy też jedziemy na kontrolny tomograf. Czekamy też na ustalenia ze stroną  Niemiecką, które prowadzi "nasza" pani profesor. Ale nie marnujemy czasu, cieszymy się sobą, rodziną. Wigilia była niesamowita! pełna łez, dobrych łez, wzruszeń, dobrych życzeń, rodzinna, wspólna.



Przytulam ten łysy łebek i całuję i wyczuwam malusie włoski, co za uczucie...Marcin mówi "ja nie mam włosów, ale będę miał,  długie". Oj synek, trzymam cię za słowo!


ps. coś mi się wydaje, że za często tu piszę-mama:)

niedziela, 23 grudnia 2012

Kolędować Małemu


Kochani!!! Zbliża się ten wspaniały czas, czas miłości i radości. Dla nas te święta będą szczególne tak jak i szczególne były te rok temu, spędzone w szpitalu. Trudno o nich zapomnieć, a z drugiej strony chcielibyśmy aby te obecne były takie jak w najpopularniejszych życzeniach, spokojne, zdrowe, wesołe. Wszystkim znajomym Marcinka chcielibyśmy w jakiś szczególny sposób podziękować i życzyć niezapomnianych chwil przy wigilijnym stole, spełnienia marzeń, pomnożenia pozytywnej energii oraz mnóstwa prezentów.
Nasz prezent już tu jest. Co prawda nie leży teraz pod choinką ale śpi w naszym łóżku. Jeśli nie śpi prawie cały czas gada i się śmieje, nie daje nam odpocząć, zmusza do zabawy i jest przy tym okropnie uparty. Lepszego prezentu nie mogliśmy sobie wymarzyć.
Wspólnie z kolegami chcemy podarować wam na ten czas kilka kolęd. Mamy nadzieje, że się wam spodobają. Jeżeli tak to możecie je przesłać także waszym znajomym.
Rozpowszechniane bez wiedzy autorów wskazane.
„W żłobie leży” – autorstwo przypisywane jest Piotrowi Skardze, melodia nawiązuje do poloneza koronacyjnego Władysława IV Wazy w opr. Benedykt Węgrzyn Plik do pobrania
„Zaśnij dziecino” – sł.muz. Antoni Uruski w opr. Benedykt Węgrzyn Plik do pobrania
„W Betlejem w stajence” – sł.muz. Benedykt Węgrzyn Plik do pobrania
Serdecznie dziękujemy Sz. P. Ppłk SG dr Stanisławowi Strączkowi, Naczelnikowi Orkiestry Reprezentacyjnej Straży Granicznej z Nowego Sącza za pomoc i cierpliwość przy nagraniu z nami tych trzech kolęd.
http://www.orkiestra.strazgraniczna.pl/
Podziękowania kierujemy również dla kwintetu instrumentów dętych drewnianych Orkiestry Reprezentacyjnej Straży Granicznej z Nowego Sącza za fachowo wykonany akompaniament na fagocie, waltorni, klarnecie, oboju i flecie.
CDN...



sobota, 22 grudnia 2012

Świąteczne przygotowania


W naszym domku trwają przygotowania świąteczne, wyrób pierniczków, wielkie sprzątanie (ale tym to zainteresowana jestem tylko ja) i ubieranie choinki. Gdy patrzę na te zaświecone lampki to nie mogę uwierzyć w to co się dzieje, że minął rok, a nasz synek wciąż z nami. Ciągle się zatrzymuję i przypominam sobie ten trudny czas, te łzy i ten ciężar, który czułam na barkach, jak mnie przygniatał do ziemi. A z drugiej strony cierpliwiej zniosłam ten harmider, który robią dzieci piekące ciasteczka:) Marcin mnie przytula i mówi moja mama kochana, nie jesteś smutna? ja mu odpowiadam nie, bo jestem w domku i ty jesteś z nami, a on na to - i nie jedziemy do szpitala.

Mimo świątecznej i rodzinnej atmosfery, a może zwłaszcza dlatego, nasze myśli nieustannie biegną do naszych szpitalnych przyjaciół, którzy jak i my walczą o życie i zdrowie swoich dzieci. Dlatego prosimy Was o pomoc również dla tych kochanych maluchów, z którymi Marcinek spędził dużo czasu w szpitalu. 
Wierzymy w Was i w Nich.

środa, 19 grudnia 2012

Kontrolne badania

Wczoraj Marcin miał badania kontrolne z krwi, z moczu oraz biopsję szpiku. Za tydzień będzie część wyników, ale już dziś wiemy, że szpik czysty!!! Marcin jak zwykle niesamowicie dzielny, po znieczuleniu zamiast zasnąć na popołudniową drzemkę to dostał takiego kopa, że mama nie mogła mu dać rady, prawie z zamkniętymi oczami chodził po sali i się zataczał, ale się nie położył - uparta bestyjka:). W końcu padł, a potem wstał jak nowonarodzony, wesoły, łagodny i skory do zabawy. W oczekiwaniu na płytki spędzili długi dzień w szpitalu, bo aż do 23.30 i to kolejna lekcja cierpliwości. Mimo zmęczenia i trudnych warunków na drodze pędzili jak na skrzydłach, bo wszędzie dobrze ale w domu najlepiej:)

środa, 12 grudnia 2012




Kochani nasi przyjaciele
niedługo minie rok jak ta ciężka choroba zawitała do naszego domu, ciężkie doświadczenie ale i pewnego rodzaju dar. Lęk i strach pewnie zawsze pozostaną, nie wiemy jeszcze co dalej i jak potoczą się nasze losy, ale tego nie wie nikt:) Jedno wiemy na pewno, że na świecie jest masa dobrych ludzi, wrażliwych na ból i cierpienie innych, takich jak Wy.
Czy łatwo mi się pisze? Nie, nie łatwo jest przyznać się do swoich lęków, nie łatwo jest poprosić o pomoc, z trudem wchodzi się do sklepu, gdzie znajduje się puszka na pieniążki ze zdjęciem własnego dziecka. Tego właśnie uczy nas też choroba, że trzeba umieć poprosić o pomoc, powiedzieć czego potrzebujemy od Was, bo skąd macie to wiedzieć?!

23.12.2011 w godzinach popołudniowych mój synek został wzięty na blok operacyjny celem pobrania wycinka z guza i założenia wejścia centralnego. Parę godzin wcześniej miał punkcję szpiku, która miała dać odpowiedź, co to za rodzaj guza. Szpik był czysty, na moje pytanie, że to chyba dobrze, usłyszałam odpowiedz, i tak i nie, ponieważ teraz muszą pobrać wycinek. Nie gdybam czy to dobrze czy źle, przez cały ten rok starałam się wierzyć lekarzom i im ufać, że nie chcą krzywdy dla mojego dziecka i że robią dla niego co mogą. Starałam się nie wtrącać w leczenie mojego syna.
Po raz pierwszy przekonałam się, że słowa, które wiele razy czytałam w książce, nie są jedynie pustymi frazesami, byłam zalana łzami. Mały zmęczony płaczem i badaniami spał, a ja powtarzałam wciąż do Taty i mojej przyjaciółki Eli „on ma raka”. Dziękuję, że byliście i jesteście.
Po zabraniu małego na blok operacyjny i długim czekaniu na informacje że wszystko poszło zgodnie z planem pojechałam do domu. Podczas drogi powrotnej starałam się zasnąć, ale sen nie przychodził.

Wigilia 2011
Poszliśmy całą rodziną na roraty, pełny kościół, i znów łzy, których nie jestem w stanie zahamować. Nie do końca jestem chyba świadoma, jaka jest data, co się dzieje, jestem jakby zawieszona, wszystko stanęło w miejscu. Chcę już jechać do szpitala, zobaczyć go. Muszę się jeszcze pożegnać ze starszymi dziećmi, wytłumaczyć im, powiedzieć prawdę, jak ciężko jest z ich bratem i nie wiem kiedy się z nim zobaczą i czy w ogóle.
Całą drogę do Krakowa milczymy, odmawiam różaniec, proszę o życie dla mojego dziecka, jednak cały czas mówię „nie moja ale Twoja wola”. Te słowa wypowiadam do dzisiaj. Dziękuję ciociu za wskazówki.
Przed drzwiami oddziału onkologiczno-hematologicznego chwytamy się za ręce, widzę te łyse główki innych dzieci i nogi się pode mną uginają, znowu łzy.
W końcu trafiamy na salę, po obejrzeniu oddziału, rozlokowujemy się na izolatce, mały dostaje chemię „ratującą życie”.
O 16-ej na holu jest wspólna wigilia dla tych, którzy pozostali na oddziale. Mały śpi, wołają nas, pielęgniarka zostaje z nim. Wspólna modlitwa, życzenia, kolacja. I znowu słowa czytane w książce stają się prawdziwe, nic nie można przełknąć, wszystko staje w gardle.
W pokoju mąż mnie przytula, ociera moje łzy „cii, będzie dobrze, damy radę”. Dziękuję Ci.

26.12.2011
Mały został wzięty na blok operacyjny, założyli mu dren do jamy opłucnej, ponieważ gromadzi się płyn, coraz gorzej oddycha. Jest północ, czekam pod drzwiami bloku. Jest niesamowita cisza, opustoszałe szpitalne korytarze, przede mną stoi bardzo skromna choinka, która przypomina o Świętach. Nie ma we mnie radości, jest niesamowity lęk i strach. Jestem sama, bardzo się boję. Nawet nie jestem w stanie myśleć o starszych chłopcach, ale wiem, że są pod dobrą opieką. Dziękuję Wam.

Dlaczego?
Czy stawiam sobie to pytanie? Chyba dość często, ale nie znajduję na nie odpowiedzi. Czy szukam winnego? Może trochę, może w sobie. Ale szybko odganiam takie myśli, bo czy one w czymś pomagają, czy coś zmienią – nie, więc po co je zadawać. W pewnym momencie różaniec, który kiedyś się dłużył, wydaje się być za krótki, więc zaczynam jeszcze raz „Zdrowaś Mario...”i jeszcze raz. Jak on wycisza, jak uspokaja...

Szpital
zaczyna się nasze życie w szpitalu. Marcin staje się moją pracą zawodową, moim domem, czasem wolnym, moimi 24 godzinami na dobę. Śpię na leżaku ogrodowym, zresztą jak wszystkie matki tutaj( niektóre wybierają podłogę). Ponieważ Marcin jest ciągle u mnie na rękach, najwygodniejszy staje się dla mnie dres (dużo później będzie dla nas nr 1 do żartów rodzinnych), po to by żadnym guzikiem, sprzączką nie uwierać obolałego ciała synka, ani nie zaplątać się we wszystkie te kabelki.
Codziennie stara się u mnie być moja siostra lub mama. Dźwigają siatki z czystymi ubraniami, z domowym jedzeniem dla mnie i dla Marcinka, bo a nuż coś zje. Nie patrzą na swoje zmęczenie, z ogromnym poświęceniem dbają o mnie, po to bym ja mogła zadbać o synka. Chyba nigdy do tej pory nie zetknęłam się z takim oddaniem. Dziękuję Wam.
Zaczynam rozumieć, co to znaczy matczyna troska, bo tak, jak ja chcę zdjąć z mojego syna cierpienie, tak ona chciałaby zabrać moje.

Spotykam tu inne chore dzieci, inne matki, innych ojców, którzy cierpią i boją się tak jak my. Nie jesteśmy sami. Marna to pociecha, ale zawsze jakaś. Po jakimś czasie zacznę się tu czuć prawie jak w domu, prawie...

Od Magdy, młodej dziewczyny, mamy Jasia, uczę się jak tutaj żyć, jak akceptować chorobę dziecka. Jej siła sprawia, że nawet w takim miejscu często się śmiejemy a kawa znowu zaczyna smakować. Dzięki Madzia za każdy poranny kubek kawy i nie tylko. Całuj Jasia.

Szpitalna Kaplica
Gdy tylko ktoś do mnie przyjeżdża i zostaje na chwilę z Marcinem, pierwsze co robię, to biegnę do kaplicy, jest to miejsce, w którym się wyciszam, to tutaj spotykam mojego największego Przyjaciela, któremu ofiaruję mój ból, moje łzy, cierpienie, lęk. Kto jest w stanie przyjąć taki dar? Tylko ON.

Nowy Rok
Mój mąż zostaje z nami na noc w szpitalu, czuwamy na zmianę. Marcin jest w nienajlepszym stanie, ma założony dren, potrzebuje tlenu, a mimo wszystko jest radosny.
Za oknem słychać huk petard, sztuczne ognie. Co nam przyniesie ten nowy rok? Czy będzie dla nas dobry? Nie znam odpowiedzi.

Chemia
od 2.01.2012 mój synek dostaje chemię przez 2 dni co 10 dni, tak być powinno, natomiast w praktyce wyjdzie inaczej, ponieważ zaczną się spadki wartości, przetaczanie krwi, brak apetytu. Za każdym razem kiedy niebieski worek z chemią zawiśnie na stojaku, będę się cieszyć, bo w końcu to lek, który może pomóc mojemu dziecku, a z drugiej strony towarzyszyć mi będzie lęk jak wiele spustoszenia on uczyni w organizmie Marcina. O tym zresztą myślę do tej pory.
Po pierwszej chemii stan mojego dziecka jest ciężki, leży cały czas w łóżeczku, bardzo się poci, ma zapalenie błon śluzowych, nic nie je i nie pije. Patrzenie na niego sprawia ogromny ból.

Urodziny Kuby
pierwszy raz od czasu diagnozy przyjeżdżam na urodziny starszego syna. W domu jestem bardzo bezradna, chodzę z kąta w kąt, dotykam ubranek Marcinka, jego zabawek. Jak ten dom będzie wyglądał bez niego. Starsi chłopcy widzą, że jestem ciągle smutna, pytają się o brata, czy on umrze? Pada pytanie. Tego też nie wiem.
W oczach moich bliskich widzę tyle cierpienia, chcą mi pomóc, ale jak? Jak mają zmniejszyć moje cierpienie, moją rozpacz. Robią ile mogą, robią dużo. Dziękuję Wam.
Dopiero dużo później, gdy Patryk się rozchorował i wieźliśmy go do szpitala, gdy zapytał się czy  umrze, uświadomiłam sobie jak bardzo oni to przeżywają. Jak ciężko, nie tylko zresztą im, było zrozumieć powagę sytuacji. Później jeszcze nieraz padnie pytanie kiedy on będzie zdrowy???
Po drugiej chemii jedziemy do domu, jest to dla mnie szok, jestem bardzo zdenerwowana, co widzi też lekarka, i wręcz siłą wypycha mnie do domu mówiąc, że trzeba skorzystać, bo nie wiadomo kiedy będzie następny raz. W domu wszyscy go witają, a Marcin się rozgląda dokoła i chyba nie wie, gdzie jest, na nowo musi się uczyć, co to dom. Jak śpi to bez przerwy zaglądam do łóżeczka, czy oddycha???

Po czwartej chemii dokonujemy szeregu badań kontrolnych, do każdych badań obrazowych Marcin musi być usypiany. Widok usypianego dziecka, zwłaszcza gdy reaguje inaczej niż powinien na leki (a tak jest w przypadku mojego syna), jest dość nieprzyjemny i bardzo źle się kojarzy, jakby już odchodził, jakby już go nie było. Niestety tych zasypiań jeszcze wiele przede mną i niby człowiek powinien się do tego przyzwyczaić, ale za każdym razem moje oczy są pełne łez, a moje ręce w kieszeniach spodni szukają różańca.
Badania kontrolne pokazują, że następuje zmniejszanie się guza, a przerzuty ustąpiły. Jest we mnie ogromna radość, ale z drugiej strony wiem już jak podstępna jest ta choroba, ile dzieci odeszło..., więc nie cieszę się głośno, czekam.
Marcin ma co raz więcej energii i siły, jedynie po wlewie z vincrystyny gorzej chodzi, a tak to ciągle pcha swoją pompę, autko. We mnie też jakby wstępuje nowa moc i energia, za każdym razem, jak widzę uśmiech na jego twarzy, to pojawia się on i na mojej. Tak się rozbrykaliśmy, że kiedyś nawet podczas chemii wykręcaliśmy piruety, aż pielęgniarki się zaczęły śmiać, co też my robimy, przecież on bierze chemię, może być mu niedobrze. Zapomniałam...
Dziękuję paniom pielęgniarkom za ten uśmiech (jak on jest tam potrzebny) i kolorowe fartuchy:)
Przed nami kolejne chemie. Życie bardzo zaskakuje, raz Marcin wybrał chemię przez weekend (kiedy to tatuś przejmował dyżur) a w poniedziałek już wracaliśmy do domu. Hurra!
Potem znowu się nastawiłam, że chemia i do domu, a tu zaskoczenie. Spadek wartości i izolatka na dwa tygodnie. Jak ciężko mi wtedy, ile we mnie złości i niecierpliwości. Za każdym razem kiedy dochodziło do takiej sytuacji uświadamiałam sobie, że wciąż muszę się uczyć pokory, że na wszystko jest czas, i wszystko musi mieć swoje miejsce. Wtedy następowało we mnie takie pogodzenie i łatwiej było znieść te maseczki na twarzy i fartuchy.
Przy życiu trzymały mnie również Aniu twoje telefony i różne, różniaste ciekawostki:) humor jest dobrym lekarstwem. Dziękuję Ci.

Żywienie
Marcin podczas chemii stracił apetyt, jego smaki bardzo się zmieniały. A ja ciągle szukałam sposobu żeby go wzmocnić, żeby jego wartości poszły do góry, żeby jego układ pokarmowy wytrzymał. Dziękuję Aga za bezcenne rady:)

29 czerwca wychodzimy do domu! Jesteśmy po 8 cyklach chemii, 2 cyklach 7-dniowej chemii TVD - guz znacznie się zmniejszył! Jedziemy do domu. Hurra, przed nami nieoczekiwanie prawie dwa miesiące wakacji, w domu. Nigdy nie pomyślałabym, że będę się tak cieszyć z pobytu, z „siedzenia” w domu:) okazuje się, że najlepszą terapią dla niego jest wspólna zabawa z braćmi. Uwielbia ich:) Nie dziwię się. Dziękuję Wam chłopaki.

14 rocznicę ślubu spędzamy w szpitalu, następnego dnia Marcin ma mieć operację wycięcia guza. We mnie panika, no ale przecież wiedzieliśmy, że musi do tego dojść, że przecież o to walczyliśmy.
2 sierpnia biorą go o ósmej rano na blok operacyjny, po 15-ej idziemy na intensywną, dotykam rączki mojego synka, taki spokojny, taki dzielny, śpi.
Następnego dnia jadę do niego, niecierpliwie czekam pod drzwiami oddziału intensywnej terapii, czy już mogę wejść? Jestem trochę za wcześnie, ale może nie wyrzucą? Wchodzę, mój synek śpi, rączki ma przywiązane, wszędzie rurki, monitory, znów się ślimaczę.
I co dalej? Jaką podjąć decyzję? Tam można być tylko przez pół godziny, rano i po południu, a jak się obudzi? Będzie chciał iść do mnie na ręce, a ja go nie mogę wziąć! W domu jestem z pewnością męcząca, mam tyle rozterek, nie potrafię przejść nad tym wszystkim do porządku, nie mogę sobie znaleźć miejsca, ciężko być tu, wiedząc, że ten mały chłopczyk leży tam i mnie woła:(
Przepraszam, że tak ciężko było ze mną wytrzymać.

W niedzielę jadę, już muszę go zobaczyć. Na szczęście wypisują go na oddział, a już w środę jedziemy do domu. Hurra I znów piękny czas, wspólnie, w domu.
A potem szybko zbliża się czas znowu dla mnie ciężki - megachemia i autoprzeszczep. Będę musiała Marcina zostawiać na noc. A gdy przyjadę rano i mnie zobaczy to powie „jesteś moja mamo, przyjechałaś do mnie” i mocno się we mnie wtuli, chcąc nadrobić moją nieobecność:(
Ale to już wiecie, już nas znacie.

4.09.2012
Zaczynamy walkę o dodatkową szansę dla Marcina.
Dziękuję ci Ewa za pierwszy krok, czyli blog:)
Dziękuję ci Leszku za dobre rady, FB i przekonanie, że musi się udać.

11.12 2012 w następnym tygodniu zaczynają się badania kontrolne, we mnie znów lęk i strach, ale staram się ufać woli Bożej.
            mama

Wiele cudów się nam przytrafiło, Marcin wciąż jest z nami, uzbieraliśmy ogromną, niewyobrażalną wręcz kwotę na dalsze jego leczenie, poznaliśmy Was i Wasze dobre serca.
            Dziękujemy każdej parafii, gminie, która nam pomogła, instytucji, mediom, każdej szkole (tej mi bliskiej i tym których nie znam), każdemu zakładowi pracy, każdej matce, każdemu ojcu i dziecku. Naszym przyjaciołom, ich przyjaciołom oraz przyjaciołom ich przyjaciół :). Ludziom w Stanach, Kanadzie, Austrii, Irlandii, Anglii, Malezji i Niemczech, tym z południa i północy Polski, ze wschodu i zachodu. Dziękujemy naszej rodzinie.
Nie jesteśmy w stanie wymienić każdego z Was z imienia i nazwiska (bo nawet niektórych nie znamy:) ), ale Wasza pomoc była i jest nieoceniona. Wiemy, że nie jesteśmy sami, owszem to ja patrzę na ból mojego syna, to ja słyszę „mamo, mamusiu” jak zabierają go z moich rąk na blok operacyjny, ale mam świadomość, że jest tyle ludzi wokół mnie, którzy wyciągną do mnie rękę, poczuję od nich siłę i ciepło.
„ Czasami trzeba usiąść obok i czyjąś dłoń zamknąć w swojej dłoni, wtedy nawet łzy będą smakować jak szczęście” ks.W. Buryła
Dziękujemy, że znaleźliście się na naszej drodze.

Dzięki Wam udało się nam osiągnąć cel - zebraliśmy fundusze potrzebne na dalsze leczenie. Teraz prosimy Was o dalszą modlitwę i wsparcie duchowe. Zostańcie z nami dla innych dzieci, kolegów i koleżanek Marcinka. Pamiętajcie, że każdy grosz ma znaczenie.
Warto pomagać, to czyni nas lepszym.
„Jeśli nie masz nic innego do dania potrzebującemu, daj mu przynajmniej twój uśmiech, który otwiera i uspokaja duszę.” św. Franciszek z Asyżu

niedziela, 9 grudnia 2012

kiermasz

Już  za dwie godziny rozgrywki sportowe, tata gra dla Marcinka (nie wiemy jak mu pójdzie ale mimo wszystko trzymamy kciuki), potem Patryk o godz. 14.00 dzielnie walczy na boisku, a  o godz 16.00 postaramy się wspólnie kibicować podczas wspaniałego meczu drużyny TVP oraz drużyny Uśmiechu Dziecka. W międzyczasie kiermasz słodkości, rozmaitości oraz ozdób świątecznych. Wszystkie prace nadesłane z całego kraju przez wspaniałych rękodzielników. Niech w ten mroźny dzień nasze serca będą baaaaaaaardzo gorące. Bądźcie z nami, tak jak do tej pory!!!Dziękujemy i zapraszamy :)))) mama

czwartek, 6 grudnia 2012

mikołaj:))))))

Gdy mama ze starszymi dziećmi modliła się na roratkach za naszych mikołajów i mikołajki, my z Marcinkiem jeszcze smacznie spaliśmy. Ale potem zaczął się szał:) Marcin niechętnie się budził (zresztą ja też), gdyż po wczorajszym, zupełnie przypadkowym, spotkaniu z Mikołajem i aniołko-diabełkiem w jednym, był w wielkim szoku. Jednak gdy pod stopką wyczuł jakieś pudełeczko to zaczął drzeć papier, a tam co?....AUTO:)


co było potem? wyprawiliśmy starsze dzieci do szkoły, a my jazda autkami .Ale zabawa!!!
Zaraz jedziemy na morfologię i do Prokocimia, zmiana opatrunku i płukanie cewnika. Miłego dnia dla wszystkich.

wtorek, 4 grudnia 2012

regeneracja

Marcin ma teraz czas na odbudowę wartości, czyli czekamy na wzrost leukocytów a przede wszystkim płytek krwi, bo są bardzo niskie, więc trzeba uważać, żeby Marcin się nie zderzył ani nie upadł. Każdy upadek w tym stanie to duży krwiaczek i siniaczek z powodu obniżonej krzepliwości krwi. Po dzisiejszej morfologii możemy stwierdzić, że już się odbija w górę. Apetyt też już wraca, wreszcie po trzech miesiącach znów zjada kanapeczki. No i niecierpliwie oczekuje na Mikołaja, wy pewnie też:). My już wiemy, że przyjdzie do niego i coś tam przyniesie, ale mały musi jeszcze kilka dni cierpliwie poczekać.
Przed nami zaś kolejna impreza, a w zasadzie długi sportowy weekend, na który serdecznie Was zapraszamy. Dzięki rzeszy ludzi dobrego serca zapowiada się interesująco. Oprócz imprez sportowych, będą również kiermasze: słodkości, rozmaitości, czyli małe co nieco oraz ozdób świątecznych. Mamy nadzieję, że każdy znajdzie coś dla siebie i dla swoich bliskich. Czekamy na Was a w szczególności 9-go grudnia w Limanowej w ZS nr 1 (dawniej Ekonom). Dziękujemy:)

sobota, 1 grudnia 2012

Zakończenie radioterapii


Uff, naświetlania dobiegły końca. Lekarz radioterapii był bardzo zadowolony z naszego maluszka, odczyn zapalny oczywiście się pojawił, ale niegroźny i Marcin jakoś się na to nie skarży, oprócz tego nie pojawiły się, póki co, inne objawy uboczne, no i raczej już nie powinny. Nerka prawa też była częściowo naświetlana i wszystko na to wskazuje, że jej część nie będzie funkcjonować. W piątek szybkie pakowanie walizy, nie wiadomo kto robił to szybciej, mama czy Marcin:) 

gotowy do drogi
Dzisiaj mama wybrała się na warsztaty świąteczne, by troszkę się oderwać od szpitalnych korytarzy, ale jak sama mówi nie jest to proste, bo pod powiekami jest obraz innych dzieci i naszych znajomych, którzy tam zostali i walczą z chorobą tak jak i my. Każdy z nich jest na innym etapie, niektórzy kończą leczenie, inni zaczynają, ale są też i tacy, którzy powrócili i jak sami mówią "boli to bardziej".A poza tym cały czas obawa, co pokażą badania kontrolne.






Kiedy mama ze starszym synkiem objadała się pysznymi ciastami, malowała pierniczki i słuchała góralskiej muzyki podczas Świątecznych Bożonarodzeniowych warsztatów w Nowym Sączu, to ja z Marcinem bawiłem się autkami i nie tylko, fajnie jest się czasem pobawić:)

wtorek, 27 listopada 2012


Kochani
Wszystko co wspaniałe kiedyś się kończy. To samo niestety dotyczy także naszej akcji "Rękodzielnicy dla Marcinka"
1 grudnia przestajemy przyjmować zgłoszenia od rękodzielników. Oczywiście wszystkie zgłoszone do tego czasu do sprzedaży rękodzieła zostaną wystawione na aukcjach, po zakończeniu tych aukcji ,wspaniała akcja a przynajmniej jej pierwszy etap, przejdzie do historii. W ciągu dwóch niespełna miesięcy wystawiliśmy prawie 500 przedmiotów (a to jeszcze nie koniec). Wszystkie przedmioty przepiękne, wykonane ręcznie, w każdym przedmiocie tyle serca i zaangażowania. Nie wszystkie przedmioty znalazły swoich nowych właścicieli ale są tak piękne, że z pewnością stanie się to wkrótce. Jeżeli nie na naszych aukcjach to gdzie indziej. Wszystkie możliwe do odwiedzenia strony rękodzielników, którzy nam pomagali znajdziecie w stopce naszego bloga. Zapraszamy do korzystania z ich usług przy przygotowywaniu prezentów dla bliskich w przyszłości.

Dziękujemy za to co wymyśliły Wasze głowy a zrealizowały ręce. A to czego dokonaliście przeszło nasze najśmielsze oczekiwania. Taka forma pomocy jest piękna, bo daje nam poczucie, że każdy na tym korzysta, że każdy ma coś do zaoferowania, pokazuje, że nie tylko pieniądze są najważniejsze, lecz praca rąk i gorące serca.

sobota, 24 listopada 2012

Tydzień w skrócie - relacja mamy

Każdy powrót do szpitala jest bolesny, rozstanie z rodziną, łazienką, wygodnym łóżkiem. Widok codziennie usypianego dziecka, jego rozdrażnienie po wybudzeniu, zwiększanie kolejnej dawki usypiaczy, bo organizm się przyzwyczaja, powoduje nieustanny lęk czy da radę, czy "coś" się nie przyplącze, czy wartości nie spadną, czy na weekend pojedziemy do domu???








W piątek głęboki oddech, uff udało się, jedziemy, pakowanie walizy, skrzydła u ramion, no chyba frunę...


Ale ten tydzień nie był najgorszy, Marcinek codziennie przemierzał szpitalne korytarze wołając no ruchy, ruchy:) Fantastycznie się bawił z dziećmi, zwłaszcza z koleżanką;), no i "adoptował" dziadka szpitalnego kolegi.
Oswoił się z windą i nie trzyma się już mnie kurczowo. Sam wciska guziczki i wie jak trafić do baru na swoje ulubione pielogi.

poniedziałek, 19 listopada 2012

Tydzień w szpitalu i weekend w domciu





Za nami pierwszy tydzień radioterapii. Marcin czuje się na tyle dobrze, że mógł wrócić na weekend do domu. Szybko przeleciały nam te dwa dni razem. Miejmy nadzieje, że w piątek znów będzie mógł spakować swoje samochody i wrócić do oczekujących go braci no i taty oczywiście. Specjalnie dla was kilka zdjęć z ostatniego tygodnia . Jest też zapis nierównej walki z bułką, biedaczka nie miała żadnych szans:) Całuski dla wszystkich.

 






A w sobotę kibicowaliśmy Andrzejowi......
................no i mamy mistrza świata!!!

poniedziałek, 12 listopada 2012

Carpe diem


Marcin doskonale umie wycisnąć każdy dzień "na maksa", tak jak i dzisiaj. Dzielnie uczestniczył w koncercie w Szkole Muzycznej, bił brawo i podrywał dziewczęta:) Pani dyrektor wyraziła nadzieję, że po udanej kuracji dołączy do grona uczniów, tak jak jego bracia:) Do powrotu do domu przekonał go jedynie rodzinny seans filmowy z popcornem w roli głównej. Mimo zmęczenia mocno bronił się przed pójściem spać, bo przecież on się bawi:) I tak bawił się z mamą w kotka i myszkę przekonując, że Patryk to już musi iść spać, a on będzie się bawił nadal z tatą. No i co? Poddaliśmy się, tym bardziej, że jutro powrót do szpitala.
Życzymy Wam i sobie pogody ducha na ten nowy tydzień!!!

Kochani wraz ze zbliżającymi się Świętami Bożego Narodzenia możemy zrobić coś dobrego i wziąć udział w akcjach charytatywnych jakich w tym okresie jest wiele, pomóc naszym małym choruszkom i ich rodzinom w spełnieniu marzeń. Niejednokrotnie pomóc żyć albo przynajmniej zwiększyć komfort tego życia. Jeśli macie możliwość i chęci to namawiamy was do pomocy dzieciaczkom:
Mikołajkowe marzenia podopiecznych Hospicjum Domowego dla dzieci Alma Spei - dzwońcie lub piszcie i pytajcie o możliwość spełnienia dziecięcych życzeń:
g.bobek@almaspei.pl - koordynator wolontariatu
telefon: 0-12 446 64 76 
Szlachetna paczka to projekt w którym udział bierze mnóstwo osób i pomagają bardzo wielu rodzinom:
Jeśli tylko masz możliwość i chęć - pomóż - bo pamiętaj dobro powraca

niedziela, 4 listopada 2012

Coś na ząb

Po aktywnym dniu, spacerze, zabawie autami, szaleństwach z braćmi należy uzupełnić zapas "paliwa". Wszystko musi być jak u Magdy G., masełko, chrupiący tost, wszystko smaczne jak u mamy :). Smarowanie trzeba dopilnować osobiście, żeby mama czegoś nie skopała. Potem już można się delektować.
PS.
Dzięki wam na koncie stowarzyszenia Limanowskiej Akcji Charytatywnej czeka już ponad 300 tyś. na leczenie Marcina. W następny poniedziałek zaczynamy 14-dniową radioterapię a potem krótki około miesięczny odpoczynek i będziemy mogli się pakować aby wyruszyć do Greifswald.
DZIĘKUJEMY

czwartek, 1 listopada 2012

Pamięć

Niektórzy ludzie pojawiają się w naszym życiu i szybko odchodzą...
Niektórzy ludzie stają się naszymi przyjaciółmi i zostają na chwilę... zostawiając piękne ślady w naszych sercach... i nigdy nie będziemy dokładnie tacy sami bo zawarliśmy nowe przyjaźnie!!!”

Wczoraj jest historią. Jutro jest tajemnicą. Dziś jest darem.

W najbliższych dniach pamiętajmy o tych małych aniołkach, które biegają po chmurkach a jeszcze nie tak dawno biegały po szpitalnym korytarzu razem z Marcinem – śp. Krzyś, Iruś, Gabrysia, Lilianka, Bartosz, Mikołaj, Sandrusia, Bartuś, Sebastian i wiele innych.

niedziela, 28 października 2012

KONCERT

Tym razem to Marcin specjalnie dla was wykonał swoją najnowszą kompozycję. Jest to utwór z jego najnowszego singla "Dajcie mi wreszcie śniadanie". To chyba po ostatnich koncertach naszła go taka vena twórcza.
W poniedziałek znów wyruszamy do szpitala. Tym razem na tomografie, trzymajcie kciuki za dobre wyniki badań.  

środa, 24 października 2012

MOC


Jest 23.00, mały właśnie szaleje koło nas, całuje mamę, skacze, gada jak najęty, obwąchuje (licząc, że podjadamy jakieś słodkości w tajemnicy przed nim i uda się coś skubnąć), ogląda zdjęcia z Limanowej i ciągle powtarza „byłem tam , leciał dym, tata śpiewał, mówiłem cześć”:), czyli ma się dobrze, i dobrze!

niedziela...:) dobrze zaczęty tydzień, bardzo energetyzujący koncert, spotkanie z ludźmi wielkiego serca. I pomimo że Marcin, ze względu na obniżoną odporność nie powinien znajdować się w takim tłumie, to zaryzykowaliśmy wierząc, że tam mogą znaleźć się tylko pozytywne bakterie:)
Ta radość i emocje wciąż w nas siedzą, i wczoraj, i dziś wciąż napływają dobre wiadomości, pieniążki, cudne listy i przesyłki (oczywiście wszędzie motory, auta, motory itd..)
Mówiliśmy Wam, że dziękujemy??? a że bardzo dziękujemy mówiliśmy???
Ślemy buziaki i niech moc będzie z Wami!!!:)
A wieczorem, kiedy odmawiamy różaniec, dziękujemy za anioły, które Bóg postawił na naszej drodze.

czwartek, 18 października 2012

Dla rękodzielników... i nie tylko

Marcin przyłączył się do naszych rękodzielników i ochoczo maluje obraz, dużo tu czerwieni, więc to chyba "Miłość":) Efekty jego pracy widać nawet na czole, na stole również (ale to już problem mamy). Apetyt dopisuje, sam już chodzi i biega, bo jak mówi "mam siłę, mam paliwo". Dzisiaj był oburzony, że przejażdżka rowerowa trwała zbyt krótko. Patryk i Kuba są przez Marcina "zmuszani" do zabawy non-stop. To cieszy nas rodziców i to bardzo. Fajnie jest patrzeć jak się razem bawią.

Myślę, że tej siły dodała mu też dzisiejsza przesyłka, która go poruszyła i ucieszyła. Jak się zapewne domyślacie tam był motor :) Dziękujemy Emilii z rodziną. Serce i Rozum nie tylko w TV cieszą się dużą popularnością. Marcin też je pokochał :)

sobota, 13 października 2012

Ludzie listy piszą....

Cześć Marcinku
Mam na imię Mateusz i mam 7 lat. Mam braciszka, który ma też 2 latka i nie chciałbym żeby zachorował. Moja mama opowiedziała mi o tobie i chce ci troszeczkę pomóc. Daje ci z mojej skarbonki 100 złotych, niech ci pomogą. Przykro mi, że jesteś chory, życzę ci żebyś wyzdrowiał PA PA”

Marcin dostał taki oto niesamowity list w przepięknej, własnoręcznie zrobionej kopercie. Wszystkie podobne listy, życzenia, zachowujemy, aby w przyszłości mógł je sam przeczytać i dowiedzieć się, jak wielu ludzi walczyło razem z nim i o niego. Jak wiele serc pomagało nam wtedy, kiedy sytuacja wydawała się być beznadziejnie trudna. Jak wielu wspaniałych ludzi mieliśmy dookoła siebie, nawet jeżeli byli bardzo daleko od nas.
Dzisiejsza morfologia bardzo nas ucieszyła, bo okazało się, że płytki dzwignęły się i nie będziemy musieli jechać do szpitala na toczenie. W Marcina wstąpiła energia, bardzo się ożywił i rozsmakował w jedzeniu. Chodzi za mamą i dopomina się o posiłek średnio co godzinę :) Gdyby nie łysa główka trudno byłoby rozpoznać, że jest aż tak chory. Ze względu na obniżoną odporność ograniczamy kontakty, ale dzisiaj z okazji Święta Edukacji Narodowej zrobiliśmy wyjątek i Marcin miał okazję poszaleć z kuzynostwem. Wieczorem dokładna toaleta. Marcin świetnie sobie radzi ze szczoteczką i nie pozwala sobie pomagać.

niedziela, 7 października 2012

Piękny, zakręcony czas


Wciąż spacerujemy, Marcin to uwielbia. W trakcie takiego spaceru można napotkać nie lada gratkę „auto, autobus, dzipa, motor, kopare, tira, auto no i motor itd”. 


Poza tym od czasu ostatniego posta wiele się wydarzyło. Jesteście wszyscy tak kochani, że słowa tego nie opiszą. W skrócie napiszę więc Wam co się wydarzyło. W czwartek byłem w siedzibie radia ESKA w Nowym Sączu, gdzie urządziliśmy sobie krótką pogawędkę z reporterami tegoż radia, ale też i Radia Kraków. W piątek zaś przyjechała do nas TV Kraków. Jeżeli jeszcze nie widzieliście materiału, to możecie go obejrzeć w podstronie „Media o Marcinku”. W sobotę jak wiecie odbył się w naszej bibliotece, koncert połączony z wystawą i licytacją wspaniałych prac naszych artystów. O tym przeczytacie ze szczegółami już wkrótce w podstronie „Działo się”. Zaraz potem, jeszcze tego samego wieczoru, na ostro ruszyły przygotowania do kolejnego koncertu, który odbędzie się 21.10.2012 w limanowskim DK. Oczywiście wspaniali ludzie pracowali już nad tym od pewnego czasu. Efektem ich starań jest bogaty plan tej imprezy, który podałem powyżej. Nie zapomnijcie dołączyć do tej imprezy na FB i zaprosić swoich znajomych. No i oczywiście zarezerwować sobie czas 21-go. Także w sobotę w klubie Noname odbyła się impreza http://www.nonameclub.pl/aktualnosci,151.html podczas, której kolejne serca przyłączały się do naszej akcji i pomagały nam. W międzyczasie przekroczyliśmy magiczną granicę 30% potrzebnej kwoty, czyli okolicę pierwszej raty za leczenie Marcina, co jest niepowtarzalną okazją, aby Wam wszystkim podziękować: znajomym i nieznajomym, rodzinie i nie rodzinie, młodzieży, dorosłym i dzieciom, tym tutaj i tym za oceanami, tym za górami i tym za lasami, kolegom na lądzie i tym co na morzu, naszym wspaniałym wolontariuszom, mediom i wszystkim innym, którzy nam pomogli i wciąż to robią.    

sobota, 6 października 2012

Rękodzieła dla Marcinka


Wczoraj ruszyła akcja „Rękodzieła dla Marcinka”. W jej trakcie będzie można zakupić rękodzieła różnych twórców przekazane jako dar dla Marcina a także dzieła przekazane kilka miesięcy temu Kubie Chojneckiemu, który przekazał nam, pozostałą po swojej podobnej akcji, część rękodzieł. „Ponieważ twórcy przekazali swoje dzieła na określony cel realizujemy dalej ich zamierzenia. Chcieliśmy jeszcze raz podziękować rękodzielnikom za pomoc i jednocześnie zwracamy się z prośbą do innych aby wsparli naszą akcję” Mówi tata Kuby.
Osoby, które są zainteresowane czy to przekazaniem rękodzieł czy ich zakupem, proszone są o dołączenie do wydarzenia na Facebooku "Rękodzieła dla Marcinka".

http://www.facebook.com/events/494493233901674/?ref=ts&fref=ts
Przy tym wydarzeniu zbierzemy społeczność, która w bardzo przyjemnej formie będzie mogła pomagać Marcinkowi. Proszę wszystkich o nagłośnienie tej akcji.
Wszystkie rękodzieła będą wystawiane na naszym prywatnym koncie Allegro ale przelewy będą realizowane na subkonto Marcinka w Stowarzyszeniu Limanowska Akcja Charytatywna.
Akcje obsługują dla nas Sylwia Pająk Owca, Edyta Możdżeń oraz Leszek Chojnecki, którym bardzo dziękujemy za pomysł i organizację całego przedsięwzięcia. Rękodzielnicy proszeni są o kontakt z Sylwią Pająk vel Owca sylwiapajakowca@gmail.com 
Tu można zobaczyć i śledzić aktualne aukcje.

Zapraszamy i dziękujemy że jesteście z nami
W podstronie "Działo się" znajdziecie relację z X WIELKIEJ ESKAPADY BESKIDZKIEJ AUT ZABYTKOWYCH I KULTOWYCH .

wtorek, 2 października 2012

Kontrola


Byliśmy dzisiaj na kontrolnych badaniach. Dla Marcina nie było to miłe przeżycie. Po raz pierwszy już po podjechaniu na parking przed szpitalem w Prokocimiu zaczął płakać i krzyczeć "ja nie chcę tutaj". Udało się go jakoś przekonać i zaliczyć wizytę kontrolną. Niestety okazało się, że Marcin ma bardzo mało płytek i musimy jechać ponownie jutro na przetoczenie. Poza tym CRP jeszcze podwyższone i pewnie dostaniemy nowy antybiotyk. Musimy dużo ćwiczyć chodzenie bo wciąż widać różnicę w sprawności.

Na filmiku koszenie trawy w ogródku przy okrąglaku tuż przed mega-chemią. Obecnie takie bieganie nie jest raczej możliwe.    

niedziela, 30 września 2012

Urok życia na wsi

 









Korzystając z pięknej pogody nadrabiamy zaległości-spacerujemy, jeździmy na rowerze. Oczywiście na każdy spacer zabieramy plecak z prowiantem, żeby jak najszybciej wrócić do formy. Marcin wciąż jest słaby, po krótkim spacerze tłumaczy mamie "jestem zmęczony, nie dam rady, nie mam siły" po czym ląduje na jej rękach. Oczywiście nie przerywając spaceru. Oby pogoda dopisała jak najdłużej i pozwoliła nam odbywać coraz dłuższe spacery.   

sobota, 29 września 2012

"waleczni"

Co ich łączy?
wola walki, upór, chęć zwycięstwa, piękny uśmiech i szczupła sylwetka :)
Pewnie już wiecie, że wczoraj Marcinka odwiedziła P.Justyna Kowalczyk. Bardzo szybko nawiązała kontakt z naszym synkiem. Marcin, ku naszemu zdziwieniu, puścił nogawkę mamy, by zaprowadzić nową "ciocię" do swojego pokoju, gdzie dokonał prezentacji kolekcji swoich autek. Być może kolejne starty P.Justyny będzie już oglądał w klinice w Greifswald? Spotkanie z Mistrzynią było wielkim przeżyciem także dla braci Marcinka i w pewnym sensie nagrodą za trudne 9 miesięcy na walizkach. Nie ukrywam, że dla nas także było to wyjątkowe przeżycie. Pewnie to dlatego, że wszyscy przecież znamy P.Justynę a może raczej dlatego, że jest po prostu wspaniałą osobą spędziliśmy tak miło czas na rozmowie. Tak jakby od dawna była gościem w naszym domu. Myślę, że nie będzie zła na Was, jeżeli tej zimy będziecie trzymać jednego kciuka za Nią a drugiego za Marcina.  
Dziękujemy naszemu przyjacielowi Leszkowi Chojneckiemu tacie Kuby za pomysł takiej wizyty oraz P. prezes Teresie Zabramny z Limanowskiej Akcji Charytatywnej za zorganizowanie jej.

czwartek, 27 września 2012

wzrost kosztów terapii


Terapia Oliwiera Przybka (www.oliwier-przybek.blogspot.com) oraz Kuby Chojneckiego (www.kuba-chojnecki.blogspot.com ) na początku roku kosztowała 80 000 euro. Wczoraj otrzymaliśmy z kliniki w Greifswald aktualny kosztorys leczenia dla Marcinka z kwotą dużo większą od wstępnie zakładanej. Staramy się wyjaśnić tę sprawę i wciąż mamy nadzieję, że to pomyłka pani księgowej niemniej jednak jej pierwsze wyjaśnienia potwierdzają wzrost kosztów leczenia aż do 120 000 euro. W kosztorysie ujęte są dodatkowe badania co jeszcze można zrozumieć ale co ciekawe, podrożał i to prawie dwukrotnie sam pobyt w klinice.

Nie mamy wyboru. Jedyną alternatywą jest klinika w Wiedniu gdzie koszt kuracji to aż 160 000 euro. Wiemy, że do końca będziecie z nami. Kochani musi się udać.

"radość wielka radość..........."

Wczorajszy dzień był pełen wrażeń, wszystko odbieraliśmy dwa razy mocniej. Piękny, słoneczny, kolorowy dzień zapierał dech w piersiach a to głównie  dlatego, że nasz synek wrócił do domu. Najpierw radość z pakowania a potem spotkanie z Patrykiem wracającym ze szkoły. Marcin trochę w szoku, rozglądał się z niedowierzaniem, znowu mama nie może mu zniknąć z pola widzenia, bo traci poczucie bezpieczeństwa. W domu jest dużo przestrzeni, od której odwykł. Potem wspólna zabawa z braćmi-no po prostu brak słów i tylko łzy szczęścia.










Niestety, wieczorem pojawiły się również łzy bezradności i zwątpienia ale o tym już w kolejnym poście

wtorek, 25 września 2012

"aniołek, dzięki któremu mogę czynić dobro"


Taki wpis widnieje na jednym z przelewów dla Marcinka. Mocno wierzę, że tak właśnie jest, że dobro, które czynicie wróci do Was. Ten mały chłopczyk uczynił już wiele dobrego w naszej rodzinie. Jest takie piękne równanie matematyczne " co dzielisz wraca do ciebie pomnożone"

Matematyka jest jednak królową nauk.
                                      Mama Marcinka





















Dzisiejszy dzień zaczął się nie po naszej myśli. Nie możemy jeszcze się pakować ale jest światełko w tunelu, może jutro?


Udało się jednak wyjść na "pole" dla osób spoza małopolski tłumaczę, że na dwór. Radość przeogromna czego niestety przez maseczkę nie widać. Dodatkowo zaraz po wyjściu-kumulacja, kopara tylko dla nas. Można nawet dotknąć, ale ostrożnie.

poniedziałek, 24 września 2012

"Gorący" tydzień:)

Pomimo tego, że zawitała już jesień, dzięki Wam było bardzo gorąco. Uczniowie I LO w Limanowej wraz z nauczycielami i dyrektorem na czele przeprowadzili zbiórkę na leczenie naszego Marcinka. Zebrana kwota to 1 748 PLN.
W weekend odbyły się mecze na stadionie w Tymbarku. W sobotę KS Tymbark zmierzył się z Sandecją II Nowy Sącz, natomiast w niedzielę KS Tymbark II walczył przeciwko Stradomce ze Skrzydlnej. Przed meczem kluby ustaliły, że wstęp na mecze będzie za darmo, ale w zamian odbyła się dobrowolna wpłata do puszek na rzecz Marcinka. Podczas spotkań I oraz II drużyny zebrano w sumie 2 680 PLN
Nasi przyjaciele-wolontariusze również zbierali pieniążki do puszek w niedzielę w Łukowicy podczas Święta Owocobrania. Zebrana kwota to 1 547,14 PLN + 50,16 EURO.
WSZYSTKIM ZA TEN WSPANIAŁY TYDZIEŃ BARDZO DZIĘKUJEMY!!!
WASZA POMOC JEST NIEOCENIONA!!!